Początków ciąg dalszy
W międzyczasie jak tworzył się nasz projekt, poskładaliśmy wnioski do wodociągów i elektrowni, wszystko poszło zgrabnie. W grudniu projekt był zakończony i dostaliśmy upragnione 4 egzemplarze. Do połowy stycznia musieliśmy czekać na mapki od geodety, i tak w połowie stycznia udaliśmy się do starostwa złożyć wniosek o pozwolenie na budowę. Ku naszemu zdziwieniu Pani nie przyjęła nam dokumentów, stwierdzając, Że nie mamy projektu budowlano-wykonawczego zjazdu z drogi powiatowej na teren posesji. W zgodzie lokalizacji zjazdu w danym miejscu z wydziału dróg którą przecież otrzymaliśmy, widniało wytłuszczonym drukiem stwierdzenie, że musimy taki projekt mieć. Mąż został odprawiony z kwitkiem, udając się w drodze powrotnej do wydziału dróg. Tamtejszy urzędnik wykazał przerost ambicji nad treścią i wdał się z mężem w półgodzinną dyskusję nad ważnością tego projektu zjazdu. Pomyśleliśmy: następne dwa kawałki w plecy, złotowkowe kawałki, bo już zdążyłam się zorientować ile takie coś kosztuje. Nasz architekt nie dał za wygraną, twierdząć, że do pozwolenia na budowę jeszcze nie trzeba tego mieć, wystarczy zgoda. I miał rację. 15 stycznia złożyliśmy wniosek o pozwolenie. Po około 3 tygodniach i moich 3 telefonach, czy wszystko jest ok, okazało się, że nie. Z uwagi na fakt, że podstawowym przeznaczeniem terenu działki na którym chcieliśmy się budować była zabudowa zagrodowa, a uzupełniającym zabudowa mieszkaniowa, musieliśmy obowiązkowo doprojektować budynek gospodarczy, jak się później okazało, którego wcale nie musieliśmy budować. Wypoźyczyliśmy szybko projekty ze starostwa,nie opóźniając całej procedury rozpatrwynia wniosku o pozwolenie, i szybko zawieźliśmy do architekta który doprojektował nam mały 25m2 budynek gospodercy za domem. Okazało się, że 25m2 to za mało. Przy czym nikt nie był w stanie powiedzieć mnie czy też architektowi, który niejednokrotnie tam dzwonił, ile metrów będzie ok. Nawet sam naczelnik urzędu, który swoim własnoręcznym podpisem akceptuje te wszystkie projekty. Więc doprojektowaliśmy dwa pomieszczenia gospodarcze o łącznej powierzchni 100m2, które trzeba było opatrzeć opisem, że będą one realizowane w ramach drugiego etapu inwestycji i ropatrywane w ramach odrębnego pozwolenia. Przeszło i miesiąc po złożeniu wniosku dostaliśmy pozwolenie. Teraz mogliśmy czekać tylko na wiosnę, która w końcu przyszła. Powiadomiliśmy starostwo o rozpoczęciu prac.
Geodeta znowu spóźniony przyszedł wyznaczyć nam budynek i oczywiście spadł śnieg. 30cm w ciągu jednego piątkowego wieczoru, 18 marca. Śnieg trzymał prawie tydzień. Pogoda była słoneczna ale przez ten śnieg nie chciał grunt wyschnąć. Doczekaliśmy się w końcu i wczoraj, tj. 25 marca wkroczyła koparka.
Aha, wcześnie jeszcze kupiliśmy deski, stal i zamontowali nam słup ze skrzynką elektryczną.